Wzrost liczby infekcji spowodowanych przez wirusa RSV to możliwy efekt uboczny ubiegłorocznego lockdownu
Coraz częściej słyszymy, że to nie COVID-19 jest dziś największym zmartwieniem szpitali pediatrycznych, ale epidemia zakażeń wirusem RSV. Czy rzeczywiście infekcji wywołanych przez RSV przybywa i jest więcej niż w ubiegłych latach?
Rzeczywiście mamy do czynienia ze zwiększeniem zapadalności na infekcje spowodowane przez wirusa RSV. Wystarczy spojrzeć na oddziały pediatryczne, gdzie wśród dzieci hospitalizowanych z objawami infekcji dróg oddechowych aż 70-80 proc., a zdarza się, że nawet 100 proc., jest zakażonych RSV. Trzeba jednak podkreślić, że dla nas specjalistów, to nic zaskakującego. Wirus jest nam dobrze znany od lat. Został odkryty i po raz pierwszy opisany w 1956 roku. Wiemy, że zakażenia nim wywołane występują często. Dowodzą tego m.in. dane ze Stanów Zjednoczonych i Europy. Na ich podstawie szacuje się, że co roku na zakażenie wywołane przez wirusa RSV chorują nawet 34 miliony dzieci do 5 roku życia. Powoduje to w tej grupie wiekowej 3 miliony hospitalizacji i około 50 tys. zgonów (te ostatnie zdarzają się głównie w krajach rozwijających się).
Dlaczego w tym roku zakażeń RSV jest więcej, czy pandemia COVID-19 miała na to jakiś wpływ?
Zdecydowanie tak. Obecnie mamy do czynienia z tzw. epidemią wyrównawczą. Zakażenia RSV mają charakter sezonowy. Zwiększoną zapadalność obserwujemy co roku, w sezonie jesienno-zimowym, zwykle od listopada do końca kwietnia. Jednak w ubiegłym roku mieliśmy lockdown. Przez długi czas żłobki i przedszkola były zamknięte. Oznacza to, że w ubiegłym sezonie wiele dzieci nie zetknęło się z wirusem RSV. W tym roku podatnych na zakażenie jest ich zatem więcej i w efekcie obserwujemy wzrost liczby zakażeń.
Przypomnijmy - w jaki sposób można się nim zarazić i jakie objawy wywołuje?
Źródłem zakażenia są chore osoby. Najczęściej wirus przenosi się drogą kropelkową, czyli np. podczas kaszlu i kichania. Ale może też przenosić się drogą kontaktową. Dzieje się tak wówczas, gdy określone powierzchnie są zanieczyszczone wydzieliną z dróg oddechowych chorego. W przypadku dzieci takimi zanieczyszczonymi powierzchniami są często zabawki.
Jeśli chodzi o objawy, to w pierwszej fazie zakażenie RSV przebiega tak jak zwykłe przeziębienie. Występuje suchy kaszel, katar, niewysoka gorączka. U znaczącego odsetka chorych na tych objawach się kończy, bo infekcja ma charakter samoograniczający się. Niestety są też pacjenci, którzy chorują ciężej i wymagają leczenia szpitalnego. Jest ono konieczne, gdy kaszel się nasila, a w drzewie oskrzelowym zalega trudna do odkrztuszenia wydzielina. Pojawia się duszność, trudności w oddychaniu. U najmłodszych dzieci mogą występować bezdechy, czyli przerwy w oddychaniu trwające 15-20 sekund. O wzmożonym wysiłku oddechowym świadczą również takie objawy jak zaciąganie międzyżebrzy, poruszanie skrzydełkami nosa, zasinienie powłok skórnych czy zasinienie wokół ust.
Kto jest szczególnie narażony na tak ciężki przebieg infekcji?
Najmłodsi pacjenci. Najwięcej ciężkich zakażeń wymagających hospitalizacji występuje u dzieci w wieku od 2 do 6 miesięcy. Szczególnie zagrożone są wcześniaki, które mają niedojrzały układ oddechowy i układ immunologiczny. Zakażenie RSV może być też groźne dla małych pacjentów chorujących na dysplazję oskrzelowo-płucną.
Mówimy tutaj przede wszystkim o dzieciach, ale warto podkreślić, że dorośli również chorują z powodu RSV. Na ciężki przebieg narażone są osoby z chorobami przewlekłymi układu oddechowego, z wadami serca, pacjenci po przeszczepach, w immunosupresji (wrodzonej lub związanej np. z leczeniem onkologicznym). Trzeba pamiętać także o osobach po 65. roku życia. Oni, obok najmłodszych dzieci, stanowią drugą grupę, u której zakażenia RSV mogą mieć ciężki przebieg. Świadczą o tym fakty epidemiologiczne. Oszacowano, że w Stanach Zjednoczonych rocznie 177 tys. seniorów jest hospitalizowanych z powodu RSV, a 14 tys. z tego powodu umiera. To są duże liczby, które dowodzą, że zakażenia wywołane przez wirusa RS są częste, a sam patogen – wszędobylski.
Dane epidemiologiczne, o których pani profesor wspomina, pochodzą głównie ze szpitali. W przychodniach podstawowej opieki zdrowotnej, gdzie rodzice zgłaszają się z dziećmi, raczej nie robi się testów na RSV.
Taka diagnostyka jest jednak dostępna. Mam na myśli szybkie testy diagnostyczne pozwalające na wykrycie zakażenia wywołanego przez RSV, gdzie materiałem badanym jest wymaz z nosa, czy z nosogardła. Podobnie, dysponujemy też szybkimi testami diagnostycznymi w kierunku zakażeń wywołanych przez wirus grypy (typu A i B) czy testami wykrywającymi koronawirusa SARS-CoV-2. Są to testy łatwe do przeprowadzenia, ich wynik uzyskuje się wciągu kilkunastu minut. Jednak rzeczywiście zbyt rzadko się je wykorzystuje w poradniach POZ, głównie ze względów finansowych. Częściej testy takie, jak i inne badania pozwalające ustalić etiologię choroby, wykonywane są w szpitalach. Niewątpliwie jednak możemy mówić o zjawisku epidemiologicznej góry lodowej. Zakażenia, które rozpoznajemy, a następnie raportujemy, to tylko jej wierzchołek. Oznacza to, że zasięg choroby jest znacznie większy niż wynika to z oficjalnych raportów. Dotyczy to nie tylko zakażeń RSV, ale również grypy czy COVID-19.
Skoro już jesteśmy przy COVID-19. Czy można odróżnić objawy zakażenia koronawirusem od objawów infekcji RSV?
Nie jest to proste. Powiedziałabym nawet, że wręcz niemożliwe, zwłaszcza w początkowej fazie choroby. Nie ma objawów typowych dla zakażenia wywołanego przez RSV, wirus grypy, czy koronawirusa. Wystarczy przypomnieć, że na początku pandemii uważało się, że charakterystyczna dla COVID-19 jest utrata węchu i smaku. W tej chwili wiemy, że objawy te nie są już takie częste. Wszystkie te infekcje charakteryzują się występowaniem symptomów grypopodobnych, dlatego trudno postawić rozpoznanie jedynie na podstawie objawów.
RSV przenosi się drogą kropelkową, zatem aby zmniejszyć ryzyko zakażenia powinniśmy unikać kontaktów w osobami, które mają objawy grypopodobne…
Tak, w profilaktyce ważne są też higiena rąk, dezynfekcja powierzchni (w tym również zabawek), a także unikanie ekspozycji na dym tytoniowy. Dla dzieci urodzonych przedwcześnie mamy profilaktyczny program lekowy. W jego ramach wcześniaki (po odpowiedniej kwalifikacji) otrzymują humanizowane przeciwciało monoklonalne klasy IgG o nazwie paliwizumab. Preparat podawany jest w zastrzykach od października do końca kwietnia. Zaleca się wykonanie pięciu iniekcji domięśniowo w odstępach miesięcznych. Aby profilaktyka była skuteczna, konieczne jest podanie przynajmniej trzech dawek.
A czy jest szansa na szczepionkę przeciwko RSV?
Dziś jeszcze nie dysponujemy szczepionką. Wielokrotnie podejmowano próby jej opracowania i niestety przez wiele lat okazywały się nieskuteczne. Ostatnio pojawiło się jednak światełko w tunelu. W 2019 roku naukowcy z University of Texas odkryli, że tzw. białko fuzyjne, przeciwko któremu mają być wytwarzane przeciwciała po podaniu szczepionki, występuje w dwóch postaciach (konformacjach): przed fuzją i po fuzji. Jeżeli wyprodukowane zostaną przeciwciała wobec białka przed fuzją, osiągają one wysokie stężenia ochronne. To odkrycie posłużyło do stworzenia preparatu, który jest już w fazie trzeciej badań klinicznych, określających skuteczność i bezpieczeństwo szczepionki. Jest zatem duża szansa, że szczepionka wreszcie się pojawi – początkowo przeznaczona jednak będzie dla osób powyżej 60-65 roku życia.
Rozmawiała Iwona Kołakowska